Jeden z ostatnich wakacyjnych, wspólnych wyjazdów z reguły planujemy na połowę sierpnia, kiedy nasze polskie lato pozwala jeszcze na kąpiel w jeziorze, dla odważnych nawet w morzu, i kiedy dlugość dnia nie daje nam jeszcze po pysku, że oto lato – to wyczekiwane, błogie lato, już właściwie za nami.
Taki sierpniowy wyjazd jest też z reguły swego rodzaju odpowiedzią na to, co w tym czasie dzieje się pod oknami mieszkańca gdańskiej starówki, czyli między innymi pod naszymi oknami. A dzieje się ni mniej ni więcej, tylko koniec tak przez wszystkich turystów uwielbianego Jarmarku Dominikańskiego! Dla mieszkańca Gdańska wystarczający powód, by albo się ulotnić i przeżyc, albo popełnić sepuku. No, my, ze względu na dzieci ciągle jeszcze wybieramy to pierwsze rozwiązanie...
 |
Rzeka Biebrza okolice Jagłowa |
Każdego roku potrzeba, by uciec od zabetonowanego miasta, zgiełku i nachlanych turystów jest już w połowie sierpnia tak wielka, że uciekamy od miasta w miejsca radykalnie inne: zielone, ciche, naturalne. W tym roku wybór padł na Podlasie i Biebrzański Park Narodowy, a dokładniej na Biebrzę i spływ tratwą. Bez wątpienia był to strzał w dziesiątkę!
 |
Rzeka Biebrza - Jesionowo Dębowskie |
Najpierw ogarniamy tratwę. Nie jest to zadanie trudne, firm organizujących spływy jest co najmniej kilka. My wybieramy firmę należącą do przeuroczego Pana Rumcajsa, jego Biebrzańskie Safari i Dworek na Końcu Świata, czyli w Kopytkowie. Po dotarciu tam stwierdzamy z ulgą, że Dworek jest zwykłą wiejską chałupą z wymalowanym przy wejściu bajkowym Rumcajsem z żoną Hanką i małym Cypiskiem. Jest swojsko. Żadnej spiny, żadnego wymuszonego uśmiechu. Mam wręcz wrażenie, że Rumcajs pod swoją długaśną brodą podśpiewuje się z nas – mieszczuchów. I nawet mi się to podoba;) Za recepcją, gdzie kupujemy bilety wstępu do parku narodowego, czeka już na nas nasza tratwa. Szybkie przepakowanie i pędzimy już oldschoolowym rumcajsowym jeepem w stronę Biebrzy, by tam rozpocząć nasz dwudniowy spływ. Po drodze Rumcajs, wychodząc z założenia, że mieszczuchy pewnie nic nie kumają, tłumaczy nam wszystko arcydokładnie: jak pływać, jak sterować, jak cumować, jak zaplanować płynięcie czasowo, jak usuwać nieczystości... Jednym słowem przynudzał. My oczywiście niby słuchamy, ale i tak wiemy lepiej, wiadomka, nie takie rzeczy się przecież robiło!
 |
Rzeka Biebrza - okolice Jagłowa |
 |
Biebrzański PN - okolice Śluza Dębowo |
Tratwa: nasz mały, czteroosobowy drewniany domek na wodzie. Z jednej strony sypialnia (na dwie dorosłe lub 3 małe osoby) z drugiej jadalnia, którą można w razie potrzeby też łatwo przerobić w sypialnię tej samej wielkości. Do tego jeszcze taras górny, czyli dach oraz dwa boczne, gdzie swój czas klnąc pod nosem spędzają głównie pagajujący. Toaletę przenośną można postawić wszędzie – tu panuje dowolność. Nasz Tymon sprawdził, że na dachu taż się da;). Bez dwóch zdań tratwie nic więc nie brakuje. Mała, ale bardzo praktyczna. No i ten dachotaras!
 |
Rzeka Biebrza - okolice Jagłowa |
Wypływamy. Pogoda marzenie: słońce, błękitne niebo upstrzone chmurkami, ciepełko. Trasa ustalona: 12km od Jagłowa do Dolistowa. Wszyscy podekscytowani chcemy pagajować, oczekujemy przygody, rwącego nurtu, walki z żywiołem! Tymczasem Biebrza szybko sprowadza nas na ziemię. Walkę to my mamy, ale głównie z tym, żeby w ogóle płynąć...nasze zawrotne tempo pozwala nam spokojnie dać się wyprzedzić każdemu, nawet najbardziej leniwemu kajakarzowi. W tym również tym, którzy zamiast wiosłować spijali browara...Co prawda Rumcajs mówił nam, że tratwa porusza się ze średnią prędkością 1,5km/h, że trzeba mocno pagajować, ale tego pierwszego dnia przez pierwsze godziny osiągnęliśmy chyba 0,5km/h...dramat! Początkowo jeszcze była z tego beka, dzieciaki się bawiły, latały po tratwianym dachu, Tymon nawet miał szczere chęci pagajowania razem z nami, ale dwa razy większe od niego pagaje szybko wybiły mu ten chory pomysł z głowy. Na pagajowym placu boju zostaliśmy tylko my – Starzy. Mój Stary – wielki chłop i ja – chudzina. Siły rozłożone nierówno. Przez to ciągle znosiło nas, przekręcało, a przy wietrze wręcz cofało. Po czterech godzinach mieliśmy w plecy już dobre kilka kilometrów, a ja łapy czerwone i zbolałe. I już lekki wkurw. I Starego na głowie, który komenderował i komentował na zmianę: „Na lewo!”, „Mocniej przyciśnij”, „Ja nie mogę patrzeć, jak ty pagajujesz!”. Cóż, miało być fajnie, wyszło jak zwykle.
 |
Biebrzański PN - okolice Mogilnice |
Cudem jednak udało nam się pierwszego dnia pokonać te zaplanowane 5km. Czas było zacumować przy jakichś szuwarach i poczekać na nieskażoną światłem miasta noc. No i nadeszła. Z początku bałam się, że w ciemności nasze dzieciaki zaczną panikować w tym pustkowiu, ale one chyba też poczuły absolutną zgodę z otaczającą nas naturą. Pająków, które zaczęły wić swoje sieci nie widziały, za ciemno było, więc luz. Zmęczone całym dniem na wodzie usnęły dosyć szybko w swoich śpiworkach, a my Starzy mogliśmy się wtedy ostatecznie „odpiąć”, wyjąć piwko, popatrzeć w niebo i posłuchać ciszy. Bomba!
 |
Rzeka Biebrza - okolice Śluzy Dębowo |
Drugiego dnia wypłynęliśmy na szerszy odcinek Biebrzy za zaporą wodną i płynięcie poszło już znacznie łatwiej. Rzeka była tu głębsza, szersza, a nurt praktycznie sam pchał naszą tratwę do celu. Wcześniejsze męczarnie przy pagaju mogłam więc zamienić na wylegiwanie się na dachu. Stary i dzieciaki, mimo lodowatej wody, zaliczyli oczywiście jeszcze kąpiel.
 |
Rzeka Biebrza - okolice Śluzy Dębowo |
 |
Rzeka Biebrza - okolice Jesionowo Dębowskie |
Rumcajs odebrał nas w umówionym miejscu i odwiózł z powrotem do Kopytkowa. A że miejsce to zauroczyło nas w swej prostocie, a na polu namiotowym na tyłach domu praktycznie nie było namiotów postanowiliśmy zostać tam jeszcze trochę. Jak zawsze mieliśmy rowery, więc o nudzie nie mogło być mowy. Kolejne dni spędziliśmy na wycieczkach rowerowych i pieszych po Biebrzańskim Parku Narodowym.
 |
Śluza Dębowo |
Oczywiście Księżna na nogach zaczęła jęczeć już po kilku metrach, a Księżunio na nogach bardziej zainteresowany był opowiadaniem mi o niuansach minecrafta niż naturą, ale za to dwa kółka jak zawsze się sprawdziły. Wystarczyło Małą załadować do przyczepki, a Tymonowi pozwolić w przerwach na wspinaczkę po balach siana i sprawa załatwiona. Berek w polach kukurydzy i lody w przydrożnym sklepiku i wszyscy byli uchachani.
 |
Biebrzański PN - okolice Mogilnice |
 |
Biebrzański PN - okolice Śluzy Dębowo |
Jedynym problemem (jak się szybko okazało, tylko moim problemem) był przeszywający chłód, który nadchodził zaraz po zmroku. Opadająca mgła nie pozwalała nacieszyć się wieczorami, ale na szczęście nasz Rumcajs znał i na to sposób. Co wieczór przygotowywał ognisko, które nie tylko grzało, ale też wspaniale integrowało zebrane na jego polu towarzystwo. Czułam się trochę jak za dzieciaka, kiedy to moi Starzy jeździli na wywczas i poznawali się przy takich ogniskach z resztą urlopowej ekipy...Nas w Kopytkowie może nie było tak wielu, ale i tak daliśmy radę!
 |
Kopytkowo Camping |
 |
Kopytkowo Camping |
Biebrza, tratwy, Kopytkowo, wrzosowiska, bagna, czaple, łosie, bociany – wszystko warte zobaczenia, warte polecenia, warte przeżycia!
KILKA PORAD:
- Tratwy są cztero- lub sześcioosobowe, można je też łączyć.
- Na spływ tratwą trzeba zaopatrzyć się w wodę i jedzenie – po drodze nie ma sklepu!
- Płynięcie przez Narodowy Park Narodowy zobowiązuje do zachowania proekologicznego. Jeśli już musimy się lub naczynia myć, to tylko w specjalnych środkach tego typu!
- Tratwa ma 140cm szerokości. Trzeba wziąć to pod uwagę planując spanie na dmuchanych materacach.
- Na jednej tratwie powinno znaleźć się co najmniej dwóch pagajujących. Cztery pagajujące osoby na pokładzie pozwolą na większy relaks (wymienianie się przy pagajach).
- Na tratwę bez problemu można zabrać sprzęt „namiotowy”: kuchenkę gazową, krzesełka, niezbędna będzie naturalnie dobra latarka.
- Warto nad Biebrzę zabrać lornetki do podglądania zwierzyny!
Jestem z Ciebie dumna!!!!
OdpowiedzUsuń