Na gębie banan od ucha do ucha i lądujemy w Wietnamie, w Hanoi.
Byliśmy już wcześniej w Tajlandii, trochę liznęliśmy tajemnej
wiedzy, jak się na dalekim wschodzie poruszać, by w tamtejszych
miastach nie zwariować, nie dać się zaczadzić, rozjechać i jakoś
dotrzeć do wyznaczonego celu. Kiedy jednak taksą jedziemy z
lotniska do centrum nasze „wiem, wiem” szybko zamienia się w
„wiem, że nic nie wiem”. Ach, znów ta nasza europejska
ignorancja...
Docieramy na miejsce,
tzn. do centrum, gdzie jest nasz hostel. Jesteśmy z wózkiem –
parasolką, by Klarze ułatwić żywot trzyletniej turystki, a nas
nie wymęczyć rykiem o bolących nogach. Pada deszcz, więc jeszcze
tego samego dnia kupujemy Księżusiowi przeciwdeszczową kurtkę, co
by się wielmożny nie przemoczył. Przypadkowo wybiera on kurtkę w
kolorze jebintej żółtozieleni, co w kontekście wyszukania go w
tłumie znacznie potem ułatwia nam życie. No i zaczynamy pieszą
zabawę.
 |
Wietnamskie skutery |
 |
Klara na spacerze w Hanoi |
Łażenie początkowo
wydaje mi się spoko, jest nawet jakiś chodnik! Po trzydziestu
metrach chodnik jednak z jednej strony nagle się urywa, a po
kolejnych dwudziestu zawęża się po drugiej stronie tak, że
zmieścić może się tam maks jedna osoba wietnamskich rozmiarów,
czyli ja z wózkiem odpadam. No i co zrobisz, nic nie zrobisz, więc
idę z wózkiem, po prostu po ulicy...między poparkowanymi, a
jadącymi wszędzie skuterami i samochodami. Pojazdy mam na
wyciągniecie ręki, rury wydechowe przed nosem Klary, no ale jakoś
przejść w końcu trzeba. O dziwo, żaden kierowca nie drze na mnie
ryja, wszyscy przecież wiedzą, że inaczej się nie da. Jakoś to
idzie, dopóki nie dochodzimy do szerszej ulicy, gdzie trzeba znów
przejść na drugą stronę. Pasów nie ma co szukać, świateł tym
bardziej, zresztą nikt tu nie patrzy na takie głupstwa, wszyscy
kierują się jedną zasadą, jak nasi polscy piłkarze - byle do
przodu! No więc nam też szybko wchodzi ta reguła w krew. Po dwóch
dniach chodzę już z wózkiem między autami, busikami i skuterami
jak szalona! Na pełnym relaksie! I mam wrażenie, że w tym totalnie
chaotycznym ruchu ulicznym jest jednak jakaś złota zasada, jakiś
system. To wszystko płynie! No więc my też płyniemy, uważnie,
ale na luzie i z uśmiechem na ustach, bez żadnej szarpaniny i
bieganiny. Przechodzimy nawet w tą i z powrotem przez środek ronda
i o dziwo nikt z nas nie ląduje w szpitalu. Ale ubaw!
Jeszcze wtedy tego nie
wiemy, ale Hanoi pod względem ruchu ulicznego jest dla nas jednak
łaskawe. Nieporównywalnie przyjemniejsze niż Sajgon! W Sajgonie
nikt nie ma litości, tam już nic nie płynie, tam pędzi, a spróbuj
tylko marna kobieto z wózkiem wejść na zielonym na jezdnię! Setka
skuterów na jezdni już czeka, by ci pokazać gdzie twoje miejsce!
 |
Morze skuterów w Sajgonie |
 |
Życie nocne w Sajgonie |
Kiedy docieramy poza
miasto w głowach mamy już tylko jedno – własny skuterek tylko
dla nas! Cyrk potrzebuje w końcu swoich kółek! W Tajlandii
wszędzie jeździliśmy na skuterze, w czwórkę na jednym. I było
wspaniale. W Wietnamie początkowo obawialiśmy się, że już nieco
większe gabaryty naszych dzieci to uniemożliwią. No i pozostała
jeszcze kwestia wypożyczenia jednego skutera dla czerech osób...Pod
tym względem Wietnamczycy okazali się jednak jeszcze bardziej
wyluzowani niż Tajowie. A kiedy zobaczyliśmy, co oni przewożą
skuterami, jak nimi jeżdżą, stwierdziliśmy, że, spokojnie damy
radę. W końcu nie zamierzaliśmy przewozić pół swojego dobytku,
jak co niektórzy, tylko kilka osób.
 |
W Wietnamie skuterami przewozi się prawie wszystko |
Czteroosobowa
wietnamska rodzinka na jednym skuterku nie była tam zresztą jakoś
specjalnie wyjątkowa. Czteroosobowa europejska rodzinka, a więc
turyści – to był jednak widok niecodzienny. Powiem z dumą
więcej: nawet lokalsi widząc naszą czwórkę na jednym skuterze
zwracali na nas uwagę i z uśmiechem „dawali nam lajka” na
trasie. Wspaniałe uczucie – wyjść ze skóry zbłąkanego
turyściaka i zrobić coś absolutnie lokalnego!
 |
Cały Cyrk na 2 Kółkach |
 |
Wycieczka po okolicach NInh Binh |
Skuter daje w Wietnamie
wolność. Daje możliwość dojechania do wiosek, gdzie nie ma ani
jednego turysty, bo sama wiocha jest w stu procentach nieturystyczna.
Tak poznaliśmy np.: Lien, która prowadziła w takiej właśnie
wiosce dom, gdzie wychowywała swoje dzieciaki, a jednocześnie przy
kuchni, na zewnątrz miała wystawione trzy stoliki. Widać było, że
długo tam nikt nie zaglądał, ale można było tam wypić kawę. I
ona nam ją właśnie zaserwowała. Przepyszną, mocną wietnamską
kawę! Dosiadła się do nas przy tym ze swoim kajecikiem z
angielskimi notatkami i była tak zachwycona możliwością
rozmawiania z obcymi, poćwiczenia angielskiego, że nie chciała nas
puścić. To było urocze.
 |
Kawa z jajkiem |
 |
Azjaci uwielbiają fotografować się z europejskimi dziećmi |
Na skuterze w Wietnamie
można dojechać do wiosek, gdzie do dziś zobaczyć można
pozostałości wiejskiego radiowęzła, działającego zapewne
dzielnie w czasach głębokiej komuny: instalacje przyczepione do
słupów, głośniki...Kiedyś były to dla tamtejszej ludności
zapewne jedyne działające media, „kontakt” ze światem. Dziś
to pozostałość po reżimie, śmieć, którego jak w całym
Wietnamie nikomu się nie chce i nie opłaca sprzątać. Wiec sobie
tak wisi przez całą wieś zestaw kabelków i o dziwo gdzieniegdzie
wciąż wydziela z siebie jakieś rzężące dźwięki...prawdopodobnie
miejscowe hity.
 |
Prowizoryczny most w okolicy Hoi An |
Skuter pozwala też dojechać na własną rękę do miejsc, których
nie pokazuje się przeciętnym europejskim turystom. Taki na przykład
cmentarz usiany grobami ze swastykami...u nas nie do przełknięcia,
w Wietnamie jest częścią tamtejszej religii. Według tradycji
buddyjskiej umieszczana na nagrobku swastyka ma po prostu przynieść
szczęście. Ale przyznać muszę, że czułam się tam jednak trochę
nieswojo...
 |
Swastyka używana jest również jako symbol szczęścia w Buddyzmie |
Podsumowując: Wietnam
bez skutera, to jak Wietnam bez zupy pho! Nic go nie zastąpi! Dla
dzieciaków to mega atrakcja! Skuter oznacza przyjemną wycieczkę
bez marudzenia, zieleń na wyciągnięcie ręki, przystanki gdzie się
komu podoba i ten wiatr we włosach (przysłowiowy, bo pod kaskiem
oczywiście). Niesamowita zabawa, nic tylko wsiadać i jechać!
 |
Morze skuterów w Sajgonie |
KILKA SKUTEROWYCH
PORAD:
Warto mieć na
drogę przygotowane jakieś dodatkowe fundusze, w razie „kontroli”
policji, ale my nigdy na takową nie trafiliśmy. Od znajomego
Wietnamczyka dowiedzieliśmy się jednak, że mandat zależy od
zasobności portfela, więc najlepiej nie mieć w nim zbyt dużo, bo
w razie kontroli wielce prawdopodobne jest, że trzeba będzie oddać
z niego wszystko.
Jazda po wiochach
jest bezpieczna, nikt tam nie szarżuje, inni kierowcy są
nastawieni przyjaźnie, są bardzo pomocni.
Komentarze
Publikowanie komentarza