Wietnam - Część 2 - Wigilia w Sajgonie – czyli jak docenić polskie święta
Święta Bożego
Narodzenia – Nigdy nie spędzałam ich poza krajem. Ba! Nigdy nawet
nie spędzałam ich poza rodzinnym miastem! Bez tych wszystkich
przeuroczych jazd i jazdeczek: przedświątecznego sprzątanka,
bieganinki pt.: gdzie by tu wydać jeszcze kasę, której i tak nie
mam, jak zadowolić prezentowo wiecznie nienasycone dzieciopijawki,
co sprezentować tym, którzy już wszystko mają i jak ustawić się
na wspólne opychanko tak, by każdy członek rodziny był zadowolony
i by nie wylądować na sorze...
Aż do zeszłego roku.
Święta 2018 nasz rodzinny cyrk zaplanował inaczej. W Wietnamie.
Nasza podróż trwała 4 tygodnie, ale zahaczała również o okres
świąteczny. Trochę się tego obawiałam ze względu na dzieci, ale
stwierdziłam, że trzyletnia Klara jest jeszcze na tyle niekumata,
że nie będzie protestować, a Tymona jakoś się ostatecznie
przekupi. Poszło nawet łatwiej niż myśleliśmy.
Planując święta w
Wietnamie próbowaliśmy jakoś dopasować trasę do terminów tak,
by na same święta trafić do miejsca w miarę, jakkolwiek głupio
miałoby to brzmieć, europejskiego. Chodziło głównie o to, by
nasze dzieciaki mogły choć trochę poczuć świąteczną atmosferę.
Tak. Tak, my Starzy to jednak kochamy te nasze potwory! Ostatecznie
wybraliśmy Sajgon, ze względu na przypuszczalnie największą ilość
turystów i jak najlepiej zaopatrzone sklepy z zabawkami.
![]() |
Życie nocne w Sajgonie |
Do Ho Chi Minh (po
naszemu do Sajgonu) dojeżdżamy dzień przed wigilią. Wiele
hotelowych restauracji oferuje świąteczne kolacje dla swych
europejskich gości, można bez problemu takową dla całej naszej
rodzinki wykupić, ale od razu stwierdzamy, że to raczej nie dla
cyrkowców takie posh – atrakcje. Postanawiamy sami poszukać
jakiejś przyjemnej restauracji, gdzie będzie można bardziej
odświętnie niż na plastikowych krzesełkach w rozmiarze dla
przedszkolaka (typowy sposób konsumowania wśród lokalsów) zjeść
wspólnie naszą wietnamską wigilijną wieczerzę.
![]() |
Życie nocne w Sajgonie |
W dzień Wigilijny z rana
obkupiamy się w mikołajowe czapki, ale te szybko okazują się bez
sensu...kto normalny przy trzydziestu stopniach nosi czapkę!? Potem
zwyczajowo lody, szlajanie się, lody, foty pod jakimś wielkim
hotelem, bo tylko tam stoi sztuczna choinka, na którą rzucają się
nasze młode, lody, plac zabaw w parku, lody...no i nadchodzi czas
powrotu do hostelu.
![]() |
Merry Christmas z Sajgonu |
Nasze dania przychodzą
nierówno. Najpierw dostają dzieciaki, o dziwo mięso jest w miarę
miękkie, co w Wietnamie nie jest takie oczywiste. Kiedy one mają
już zjedzone i zaczynają się nudzić, wchodzi nasze danie. Także
nasza wspólna kolacja polega na tym, że albo my patrzymy jak
dzieciaki jedzą, albo one, już tupiąc nogą do wyjścia, patrzą
jak my jemy.
![]() |
Wigilia w Sajgonie |
Nasz gar stoi już przed
nami, więc podnosimy pokrywkę. Przed nami prezentuje się dumnie
tłusta zupa w odcieniu sajgońskiej kałuży o zmierzchu.
Hmmm...Powalający jest natomiast sam zapach - tak intensywny, że
nie muszę smakować żeby wiedzieć, że ta potrawa będzie mnie
piekła zapewne dwa razy... Prawie szczypie w oczy. Lubię pikantne
żarcie, ale jedząc tamten wywar czułam się jak smok wawelski.
Ale po kolei: wrzucamy
zieleninę, dzięki której nasza szarobura mikstura z kotła nabiera
w końcu jakiegoś „zupnego” wymiaru. Dziwne mięsne smrodki
uciekają nagle przegnane mocą świeżych ziół. No, myślę, może
jeszcze nie wszystko stracone i nie będę skazana na potajemne
szlochanie do poduszki za pierogiem i barszczykiem. Nakładamy sobie
makaron – jedyną nie budzącą zastrzeżeń część hotpotu, a tu
hola, hola! Nasze bachorki oczywiście się na niego rzucają! I
dawaj, dzielić się matka! Suchy makaron – najwykwintniejsza z
wigilijnych potraw! Dla mnie i Mojego Starego zostaje... trochę.
Ratujemy te ostatki zalewając je po prostu naszym wywarem, co małych
niedojedzonych diabłów skutecznie odstręcza. No i zapuszczamy
żurawia do gara. Michał pałeczkami zaczyna wyławiać, to co jest
w środku...najpierw jakieś skrojone flaki - coś, co widzę chyba
pierwszy raz w życiu...a przecież to miała być potrawa z
drobiu...potem jakiś kawałek mięsa, oczywiście jak zwykle na
południu Wietnamu - ze standardową kością i chrząstką. Lekko
niedogotowane. Wszystko, żeby można było przyjemnie sobie popluć
tymi smakołykami. Wszyscy wokół robią to zresztą po wietnamsku –
pod stół, my – jeszcze jesteśmy lewel niżej i plujemy po polsku
– do talerza obok.
![]() |
Wigilijny Hotpot w Sajgonie |
Mój Stary łowi z gara
dalej... i ponownie widzę to coś dziwnego. No więc brniemy w to, w
końcu coś zjeść trzeba, ale jest twarde i nie chcę się z tym
dłużej męczyć, więc znów pluję i szukam po garze... no, nie ma
co, kuchnia pełna niespodzianek – myślę - może wyłowię coś
jadalnego... I odkrywam nagle kolejny przysmak - kurze
podroby...zaczynam więc w pośpiechu skupiać się na tej resztce
wywaru z makaronem i czymś, co dam radę przełknąć. Mój Stary
żartuje nawet, że pewnie zaciukali jakąś kurę za kuchnią i nam
ją w tym garze ugotowali...i wtedy właśnie wyjmuje z samego dna po
prostu kurzą łapkę, a właściwie kurzą łapę! Z przepysznie
połyskującymi pazurkami!
Ja pamiętam, jak za
dzieciaka moja ciociobabcia gotowała takie kurze łapki. Już wtedy
ten widok spędzał mi sen z powiek, choć ogólnie nie łatwo mnie
obrzydzić...A tu nagle taka kurza łapka macha do mnie z mojej
zupy...Mój Stary trzyma ją nadal i widzę, że się zastanawia,
jakby ją tu dziabnąć, ale ostatecznie odpuszcza. Twardo próbuje
jednak nawet tych kawałków, których ja nie daję rady wziąć do
ust..
Jemy do końca, co jest
zjadliwe i półgłodni wracamy. Po drodze lody, wiadomo. Z całej
kolacji najbardziej smakowało mi...piwo.
![]() |
Kurze łapki jak chipsy |
Po „wigilii”
nadchodzi jeszcze pora na telefony do całej rodziny...wiec na koniec
jeszcze łapię doła, że jakoś tak dziwnie się te święta
rozmywają...i nagle zaczyna mi brakować nawet tych jazd i jazdeczek
z prezentami, sprzątankiem i opychankiem. Z opychankiem
najbardziej... Sorry, ale ja to jednak mentalnie polska Grażynka
jestem...
Wiec w tym roku święta w domu. Po staremu.
Kurza łapka mnie tak
zainspirowała ;)
Komentarze
Publikowanie komentarza