Moja Uganda - spotkanie z plemieniem Bakonzo
Elo!
Tu "Mój Stary" czyli mąż autorki bloga. Miał to być
jej blog, ale że Moja Stara puściła mnie na samotny wyjazd do
Ugandy, to po powrocie wymęczyła, żebym coś napisał o tej
wyprawie. Opory miałem duże, gdyż znany jestem z popełniania
treści, które wymagają tłumaczenia z “mojego” na polski.
Jednak ostatecznie uznałem, że raz się żyje i coś spróbuję
wypocić i może nawet ogrzeję się ciepełkiem sławy moje żony,
której teksty już zyskały uznanie w szerokim gronie. Przyjaciół
i znajomych - zapomniałem dodać ;).
Wyjeżdżając
obawiałem się nawet trochę, że nie wytrzymam bez Cyrku na Kółkach
czyli tego całego marudzenia, jęczenia, kłótni, spełniania
zachcianek dzieci, zwiedzania placów zabaw, lodziarni i szukania
noclegów w bliskiej odległości od kąpielisk, co by Księżuniu
się nie nudził. A jednak się udało, wytrzymałem! Tak wiem,
dzielny jestem! 💪😁
O
Ugandzie można by pisać dużo i długo, ale kto by chciał czytać
moje grafomańskie wynurzenia. Można by pisać też długo o
afrykańskiej przyrodzie, dzikich zwierzętach i bezkresnych
krajobrazach, ale zwierzęta można przecież zobaczyć w ZOO, a
krajobrazy w Googlach 😜
Mnie
ze względu na zboczenie w kontekście nauk społecznych najbardziej
interesowali ludzie i ich środowisko życia. W związku z tym opowiem o
kilku sytuacjach z ludźmi w roli głównej.
Górskie plemię Bakonzo - doświadczenie historii i różnorodności
Największe
wrażenie zrobili na mnie mieszkańcy Gór Ruwenzori, tworzących na
dużym obszarze park narodowy. To właśnie tam żyje górskie plemię Bakonzo, które ujęło mnie swoją szczerością i otwartością.
Podczas
wycieczki po jednej z wsi tego plemienia, której nazwy niestety nie
pamiętam, a google maps nie chce mi pomóc, dowiedziałem się, że
ludzie ci osiedlili się w tych górach, ponieważ wszędzie w
okolicy już byli i nie było więcej nowych terytoriów do
zasiedlenia. Dlaczego wszędzie już byli? Ano dlatego, że kiedy
umierał jeden członek plemienia, to pozostali musieli się
z danego miejsca wynieść, bo ziemia ta była już dla tego ludu
pechowa. Przynajmniej oni w to wierzyli. Zakładam, że przy braku
wiedzy medycznej, minimalnie co roku musieli zwijać toboły i
wynosić się na nowe miejsce. Tak przez około 700 lat, aż w końcu
ktoś z plemienia uznał, że już dość tej
tułaczki. Trzeba było jeszcze przekonać starszyznę, co całe
szczęście się udało. I w ten sposób koczownicze dotąd plemię
Bakonzo ewoluowało do plemienia osiadłego i rolniczego żyjącego w Górach Ruwenzori. Niestety ze względu na arbitralne ustanowienie granic przez Europejczyków, tereny Bakonzo są przedzielone mniej więcej na pół pomiędzy Demokratyczną Republiką Konga i Ugandą. Klany żyją po obu stronach granicy i niestety integracja rodzinna jest bardzo utrudniona. Zwłaszcza, że granica między Kongo, a Ugandą jest zamykana co jakiś czas ze względu na pojawiające się przypadki Eboli w Kongo.
Ciekawą
rozmowę o dzieciach i ich rodzinach przeprowadziłem z moim
przewodnikiem, od którego dowiedziałem się dlaczego w afrykańskich
szkołach, w jednej klasie są dzieci w różnym wieku. Odpowiedź
jest prosta, mianowicie jeżeli rodzina mieszka na np. 2000m. n.p.m.,
a szkoła jest w dolinie około tysiąca metrów niżej, to taki
7-latek nie jest w stanie sam iść do szkoły i musi poczekać rok
lub dwa, aż będzie gotowy na samodzielne wędrówki po górach. Oczywiście, o odprowadzaniu dzieci do szkoły nie ma mowy,
bo w domu jest ich zazwyczaj kilkoro lub kilkanaścioro, a rodziców
tylko dwoje. Prosta matematyka.
![]() |
Dzieci w Górach Ruwenzori |
![]() |
Mój przewodnik, który nie mógł zrozumieć dla czego Europejczycy nie chcą mieć dzieci. |
Wisienką
na torcie było spotkanie z lokalnym uzdrowicielem, którego
“gabinet” mieścił się w centrum wsi, w niepozornej
przybudówce. W Europie nazwalibyśmy to coś najwyżej składzikiem
na węgiel. Pan ten był lokalnym szamanem - na nasze psychiatrą i
miał kontakt z lokalnym bóstwem zamieszkującym ośnieżone szczyty
gór Ruwenzori, a ja miałem przyjemność zobaczyć namiastkę sesji
terapeutycznej. Dużo w tej sesji było skór martwych zwierząt,
które były pomocnikami uzdrowiciela, dziwnych naczyń, patyczków,
rytualnych nawoływań bóstwa i groźnych spojrzeń. Wszystko, mimo
tego, że było tylko pokazem, sprawiało wrażenie mistycznego aktu.
Mnie ten pan kupił, był niezłym kozakiem. Znów, porównując nasz
europejski i afrykański styl życia, zacząłem się zastanawiać co
jest bardziej efektywne dla osoby z problemami natury psychicznej:
wielomiesięczne sesje terapeutyczne na kozetce u terapeuty z
papierami lub bez, czy jedna wizyta u uzdrowiciela. Oczywiście nikt nie daje
gwarancji, ale finansowo to uzdrowiciel wychodzi z pewnością taniej. Dodam, że jeżeli ktoś chciałby udać się do szamana, to
musi się spieszyć, bo jego moce są coraz mniejsze, a kontakt z
bogiem coraz słabszy ze względu na coraz większe wpływy
panoszącego się w tym regionie Chrześcijaństwa. To było jego
wyznanie, a ja niestety nie miałem już czasu aby mu powiedzieć, że
u nas z tym panoszeniem to jest właściwie podobnie ;)
![]() |
Szaman z plemienia Bakonzo |
![]() |
Wioska plemienia Bakonzo |
Reasumując: niby każdy w szkole uczył się "czegoś tam" o Afryce, plemionach afrykańskich, kolonializmie. Trzeba jednak pojechać tam na miejsce, aby poczuć czym dla Afrykanów jest plemię, klan, własny język, tradycja, historia i wynikająca z tego własna tożsamość.
Kilka
Porad dla osób wybierających się w Góry Ruwenzori:
Oczywiście
dla ludzi z bardzo grubym portfelem można zamówić wycieczkę all
inclusive z Kampali (4-5 dni cena od 4000zł / os.). Można też zamówić
kilkudniową wycieczkę all inclusive z Fort Portal, ale tu również koszty są niemałe (3 dni, cena od 1350zł / os.). Zachęcam dlatego do
organizacji wyjazdu na własną rękę. Nie jest to tak trudne, jak się początkowo wydaje.
Dojazd:
Osobiście
polecam, aby pojechać z Kampali autobusem firmy Link do miejscowości
Kasese przez Fort Portal (cena około 30zł / os., czas około 7-8h).
Nocleg:
Z
pełną odpowiedzialnością za swoje słowa polecam Ruboni Community
Camp. Można ich zaleźć na booking.com lub googlach. Zapewniają oni nocleg w murowanych domkach. Miejsce jest
tuż przy wejściu do parku, cisza, spokój, dużo zieleni i piękny
widok na góry. Dojazd z Kasese lub Mubuku na boda-boda ( rodzaj taksówki na skuterze) lub taxi
(10-50zł w zależność od rodzaju transportu).
Cena
noclegu około 50-100zł
Wycieczki:
W
Ruboni można zamówić trekking po parku lub po szlakach górskich
(bez potrzeby płacenia za wstęp do parku 40$), wycieczkę po wsi i
kilka innych atrakcji. Miejsce jest prowadzone przez lokalną
społeczność więc cały dochód z wycieczek, wyżywienia i
noclegów wspiera lokalne projekty społeczno-edukacyjne.
Zobaczyć takie miejsce, nic tylko pozazdrościć!
OdpowiedzUsuńDziękuję i polecam choć może trzeba będzie trochę poczekać aż zaraza odpuści :(
Usuń