Mój Stary jak mantrę powtarzał, że on już raz na kwarantannie w tym
roku był i na drugą się nie wybiera i że nigdzie nie lecimy, ale, jak się łatwo
domyśleć, ja miałam na ten temat zupełnie inne zdanie! Ja wierzyłam że się
uda... Wkrótce on tak już miał dość mojego „mendzenia” i „glendzenia”, że (dla
świętego spokoju oczywiście) orzekł głośno „a rób sobie co chcesz!” No więc
zrobiłam. I na drugi dzień bilety były już kupione. Odwrotu nie było. Mój Stary
straszył oczywiście dalej, że to się dla nas źle skończy, ale cofnąć się już nie
za bardzo mógł i ostatecznie wylecieliśmy.
 |
"Jeszcze mamy szansę zginąć..." |
Lot w tamtą stronę wydawałby się
najzupełniej normalny, gdyby nie nasz synalek, co to się za moimi plecami
programu po tytułem „katastrofy lotnicze” naoglądał... Po jakże szczęśliwym
starcie orzekł: „Jeszcze mamy szansę zginąć” i wierzcie lub nie, ale w jego
oczach tliła się obok lęku jakaś iskierka nadziei, że może jednak dojdzie do tej
przygody życia...
Druga sprawa, że tuż przed nami siedziała znajoma rodzinka.
Ich dwuletnia córka darła się całą drogę, dosłownie wyła, jakby ją ktoś ze skóry
obdzierał. Już po wylądowaniu i uspokojeniu najmłodszej ich starszy syn bez
słowa zapowiedzi puścił na ich bagaże i na swą siostrę wielkiego pawia. A na
dokładkę naszą styraną tymi samolotowymi atrakcjami znajomą zabrali jeszcze na
lotnisku na badanie na obecność koronawirusa... Już wtedy pomyślałam, że skoro
to wszystko nie spotkało o dziwo nas, to mamy jednak trochę farta i możemy
zacząć rozkoszować się tygodniowym urlopem na greckim RODOS!
 |
O zachodzie słońca... |
Rodos to wyspa, na
której tydzień to absolutnie wystarczająco dużo czasu, by zjechać ją całą wzdłuż
i wszerz i zaliczyć większość, o ile nie wszystkie najważniejsze must see.
PLAŻE
Jest ich wiele. Są różnorodne: kamieniste, piaszczyste, z drobnymi kamykami, w
malowniczych zatoczkach i rozległym horyzontem. Połączenie gór i morza zawsze
będzie robiło wrażenie i każdy normalny człowiek chciałby będąc na wyspie
zobaczyć choć kilka takich plaż. Doświadczenie pokazuje mi jednaj, że
dzieciorstwo nie należy do kategorii ludzi normalnych. A przynajmniej nie to
moje. Moją dwójkę trzeba było siłą wyławiać z hotelowego basenu i tłumaczyć
sensowność wyjazdu na plażę...
 |
Na bombę! |
 |
Złap mnie jeśli potrafisz! |
Za pierwszym razem poszło całkiem szybko, ale
każdy następny wyjazd stykał się z coraz większym oporem. Na plażę? Znowu? I
zawsze coś było nie halo: a to przez skałki trudno było wejść do wody (Anthony
Quinn`s bay), a to kamyki były tak gorące, że nie dało się nogi postawić
(Traganou beach), a to park wodny (Tsambika beach) był za trudny (Klara), albo
za nudny (Tymon), a to woda była za słona i szczypało (po pierwszym razie już
wszędzie)...
 |
Wyłowione skarby |
 |
bajkowe widoki - nowa energia! |
Poczywiście wracali zadowoleni, ale swoje musieli najpierw
wyjęczeć, co by się Starym w głowach nie poprzewracało na tym urlopie! Jedyną
plażą, na której obyło się bez miauczenia był Przylądek Prasonissi na
południowym krańcu wyspy. To właściwie dziwne biorąc pod uwagę, że jechaliśmy
tam dosyć długo, nie kąpaliśmy się, bo plaże opanowane były przez wind- i
kitesurferów, a wiało bardziej niż w Gdyni... Właściwie zrobiliśmy na plaży
tylko dłuższy spacer. Ten przylądek jednak był tak bajkowy ze wszystkimi swymi
kolorowymi jak motyle powiewającymi spadochronami i dwoma stykającymi się, a
jednak zupełnie różnymi morzami, że nie sposób było nie ulec tej magii. I
jeszcze przemiły pan kot dołączył do naszej kolacji i w swej uprzejmości pomógł
Klarze skończyć danie...
 |
Na styku dwóch mórz |
MIASTA
Na wyspie Rodos największą sławą cieszą się dwa
miasta: Rodos i Lindos. Oczywiście w obu znaleźć można piękne plaże, które też
warto odwiedzić, ale po obu można przede wszystkim pochodzić i nasycić oko
piękną, starą architekturą, zagubić się w labiryncie uliczek, podziwiać wielkie
mury okalające Rodos i tamtejszy port, wdrapać się na sławetny akropol w
Lindos...
 |
Lindos nocą |
 |
Dajcie klapnąć! |
Można, ale oczywiście trudno tego dokonać na pełnym luzie z małymi
człowiekami, których po przejściu pięćdziesięciu metrów bolą nogi tak, że „zaraz
umrę”! Wybawieniem z opresji jest co prawda podwójna porcja lodów, ale nie
oszukujmy się! To ratunek tylko chwilowy i uśmierza śmiertelny ból nóg tylko na
jakieś dziesięć minut. Także tego... fajnie, ale co by nie nadszarpać nerwów to
sobie po prostu siądźmy i powdychajmy atmosferę miasta przy kolacji, zimnym
piwku i kolejnych lodach.
 |
Znów każą nam bez końca łazić! |
 |
Przemiły koniec zwiedzania |
REZERWAT MOTYLI
Niewiele ponad 30km od Rodos, w
centralnej części wyspy znajduje się rezerwat motyli. Dla kogoś, kto chciałby
uciec na chwilę od leżenia plackiem lub bezmyślnego wydawania kasy na miastowe
pierdoły jest to idealna propozycja. Zwiedzając rezerwat przechodzi się przez
zacienioną dolinę pełną delikatnych motyli. Moje dzieciaki nawet bardziej niż
motylami zainteresowały się pomieszkującymi tam krabami, które żywiły się
właśnie owymi chronionymi owadami. Przyglądaliśmy się jednemu dłuższą chwilę.
Przedziwny widok: powolny, pokraczny krab polujący na płochliwe i szybkie
motyle... ma się wręcz wrażenie, że ten biedak zdechnie tam z głodu... mój Tymon
bardzo mu kibicował...
 |
"Zwiedzanie" Rodos |
Mnie z kolei w dolinie tej zafascynował inny widok. Nie
sposób było nie dostrzec tam naszych rodaków. Mimo wszelkich zakazów płoszenia
motyli, łapania ich i hałasowania byli to jedyni turyści, jakich spotkaliśmy tam
na swej drodze, którzy dla dobrego ujęcia nawalali w nie kamieniami, żeby się
trochę rozfrunęły. No, a absolutną furrorę zrobiła rodzinka, która do rezerwatu
motyli wybrała się po prostu... z siatką na motyle! Co tam będą jakieś przepisy
respektować, na dodatek nie ich własne i się w ochronę przyrody bawić! W końcu
za bilet zapłacili, to powinny motyle głupie
wziąć to pod uwagę i się ładnie do fotki rozlecieć kolorowo i dać się w łapę też
złapać, a nie tak się chować po kątach...
EPILOG
Rodos to wypoczynek dla niezbyt
aktywnych i wymagajacych przede wszystkim dużej dawki słońca turystów. Dla
czterdziestki z dwojką dzieciaków i zestresowanym mężem idealnie! Biorąc pod
uwagę ówczesny przyrost zachorowań, to było tam nawet bezpieczniej niż w kraju.
Drobne mankamenty w postaci marudzenia na za słone morze i zwiększonej dawki
Polaków cebulaków jakoś da się przełknąć. Relaks i tak gwarantowany!
Świetny opis, byliśmy w tych wszystkich miejscach, oprócz Lindos. I wiesz co? Zarówno dzieciaki, jak i my mieliśmy dokładnie takie same spostrzeżenia dotyczące ichnich plaż. Było pięknie, ale w hotelowym basenie najlepiej.
OdpowiedzUsuńNo, oczywiście! Basen bije chyba u wszystkich rekordy popularności! A swoją drogą, to po greckich plażach nie sposób nie docenić naszych złotych, mieciutkich, piaszczystych plaż...
Usuń